Cały sezon trzymałam kciuki za awans naszych 17-latków na mistrzostwa Polski. W ubiegłym roku wyjazd na turniej do Warszawy był bowiem chyba jednym z najfajniejszych (jak nie najfajniejszym), na jakim byłam z Górnikiem i w obecnym również chciałam pojechać z chłopakami powalczyć o kolejny medal. Modliłam się więc mocno, żeby najpierw wygrali rozgrywki na Śląsku, a następnie makroregionalną grupę C, w której rywalizowali z zespołami z województwa dolnośląskiego, lubuskiego, opolskiego i śląskiego. Na szczęście wszystko poszło po mojej myśli. Jesienią jeszcze pod wodzą trenera Kamila Zieleźnika (zimą odszedł do GKS-u Tychy) górnicy zajęli 1. miejsce na Śląsku, a wiosną już z trenerem Sławkiem Kapcińskim i Andrzejem Szydłowskim okazali się lepsi m.in. od Gwarka Zabrze, Zagłębia Lubin, czy Miedzi Legnica. Tym samym awansowali na turniej finałowy do Zielonej Góry, gdzie mieli zmierzyć się z Lechem Poznań, obrońcą tytułu, Polonią Warszawa, która pokonała w makroregionie m.in. Legię i Jagiellonię oraz Progresem Kraków, szkółką firmowaną przez Jerzego Dudka.
Oczywiście od razu zgłosiłam chęć do wyjazdu ;-) Wiedziałam, że będzie super i tak też było ;-) Zresztą zobaczcie sami ;-)
Biorąc pod uwagę doświadczenia z ubiegłorocznych mistrzostw, kiedy to codziennie musiałam dożywiać się w Sphinx’ie i w Lidlu (a chłopaki w McDonalds’ie), zrobiłam małe zapasy na wypadek wielkiego głodu. Z perspektywy czasu myślę, że trzeba było faktycznie zabrać parowar do torby tak, jak podpowiadali mi (z ironią oczywiście :D) w domu, gdy się pakowałam.
Wyjechaliśmy w czwartek rano. Zespół pojechał busem, a ja z jednym z trenerów i masażystą – samochodem. Jarkowi Kramerskiemu i jego firmie Speed Travel należą się ogromne podziękowania, bo warunki podróży były bardzo komfortowe ;-) Na miejscu mieliśmy samochód do dyspozycji, co na pewno ułatwiło nam życie.
W drodze do Zielonej Góry przeglądnęłam nowy magazyn Ewy Chodakowskiej. Sporo reklam, zdjęć Ewy w bikini, kilka ciekawych artykułów, w tym o witaminie D. Co ciekawe, pojawił się też temat przysiadu i informacja, że głębokie przysiady nie są złe (!), bo ciężarowcy, którzy je wykonują wcale nie doznają częściej kontuzji :D. Tymczasem, na stronie obok mamy zdjęcie półprzysiadu i informację, żeby za bardzo nie wychodzić z kolanami na zewnątrz za linię stóp, bo to błąd. No cóż, błędem było jednak wydanie tych 7,99zł.
Do Zielonej Góry pojechało trzynastu zawodników z rocznika 1998 i pięciu z rocznika 1999. Ze względu na grę w Centralnej Lidze Juniorów zagrać nie mógł najlepszy strzelec drużyny Krzysztof Kiklaisz. Pojechał jednak w roli „kierownika”, a teraz trenuje już z pierwszym zespołem ;-)
Nie liczyłam na hotel a’la warszawski Hilton, w którym przebywa na zgrupowaniach pierwsza reprezentacja Polski. Muzeum PRL’u jednak też się nie spodziewałam (Wanda rządzi :D). Jasne, było czysto (choć ręcznika nikt mi nie wymienił przez tydzień), ale to jednak mistrzostwa Polski… Nie, nie mam problemu, by spać nawet pod chmurką, bo swoje w harcerstwie przeżyłam, jednak uważam, że ranga turnieju wymagała lepszych warunków. Co ciekawe, Lech chciał zamieszkać w innym hotelu i nie dostał podobno zgody.
Trenerów w ich apartamencie strzegły aniołki ;-)
A to szafa w moim pokoju ;-) Wyglądała co najmniej, jak sejf pancerny ;-) Moje ubrania czuły się bezpiecznie ;-)
Druga kwestia – dla mnie totalnie niezrozumiała – to jedzenie. Śniadania i kolacje jedliśmy w hotelu, obiady w restauracji w pobliskim Aquaparku. Mogłabym tu wstawić jadłospis przygotowany podobno „odgórnie”, bo mam zdjęcia. Nie ma jednak sensu komentować tego, co zaproponowano młodym sportowcom. Jeśli to naprawdę układał jakiś dietetyk, to nie mam pojęcia, skąd ma uprawnienia. I to nie tylko moja opinia, czy naszych trenerów, bo sztab Lecha od razu po przyjeździe poruszył kwestię chociażby kiełbasy z grilla po meczu. Narzekać nie można jedynie na obiady, bo w restauracji „H2O były całkiem niezłe i tam też kupowałam łososie i kurczaki z grilla dla siebie.
Tutaj sałatka z grillowanym kurczakiem z restauracji. Z czasem sama zaczęłam jednak kupować świeże warzywa w pobliskiej Biedronce, a jedynie na wynos kupowałam grillowanego kurczaka, czy łososia. Dopiero ostatniego dnia dowiedziałam się, że mogłam sobie zamawiać z dowozem jedzenie z restauracji, gdzie przygotowują posiłek pod indywidualne makro. Chcę taką w Rudzie ;-)
Początkowo planowałam, że zrobię sobie wolne od treningu, ale w obecnym planie treningowym miałam już tydzień wolnego ze względu na chorobę, więc dzielnie walczyłam na siłowni FunFit II, która znajdowała się w podziemiach Aquaparku. Hotel był, jaki był, ale lokalizacja świetna ;-) Na boisko dwie minuty, na basen i siłownię – trzy, do Biedronki – pięć. Dlatego ani razu nie dotarłam do centrum ;-)
Ośrodek UKP Stelmet Zielonej Góry zrobił na mnie duże wrażenie. Kilka boisk trawiastych, sztuczna murawa, wyremontowane szatnie. Marzy mi się taka baza w Zabrzu.
W piątkowy poranek wszystkie cztery drużyny spotkały się na uroczystym otwarciu mistrzostw. Popołudniu czekał nas już pierwszy mecz, z Lechem Poznań.
Nastroje były bojowe. Niestety, przegraliśmy na inaugurację 0:2 (0:2). Sędzia nas jednak trochę przekręcił. Nie widział ręki, ani faulu w polu karnym. Nie zmienia to faktu, że Lech był lepszy i wygrał zasłużenie. W trakcie spotkania miałam jednak ochotę wyjść z siebie i stanąć obok, bo ani nie miałam prądu, by podłączyć komputer, ani gdzie się schować przed deszczem. Nawet na ławce zacinało strasznie.
Dobrze czytacie. Byłam wpisana do protokołu meczowego jako fizjoterapeuta i mogłam siedzieć na ławce rezerwowych ;-) Ogromne wyróżnienie ;-) Protokoły mam na pamiątkę :)
Jeden z obiadów :) Niestety, nie powinnam jeść ryżu. Spróbowałam jednak i na drugi dzień żołądek miałam w gardle od rana, kręciło mi się w głowie, wymiotywałam i ogólnie czułam się beznadziejnie. Niektórzy się śmieją ze mnie, że tego nie jem, tamtego nie jem, ale naprawdę takie reakcje organizmu są czymś okropnym.
Wolałam więc jeść sałatkę z ogórkiem, awokado i kabanosami z Biedronki. Chyba trzy paczki zjadłam w trakcie mistrzostw ;-)
Skądś trzeba było czerpać energię na trening. Siłownia mi się bardzo podobała, szczególnie sprzęt. U mnie w „Energii” mamy na przykład hantle co 2kg, a tam były co 1kg. Przy DB Bench Press 16kg to na przykład dla mnie jeszcze za dużo, a 14kg za mało. Mogłam więc w końcu popracować z „piątnastkami” :)
Po treningu najczęściej szłam prosto na obiad albo zamawiałam coś w H2O. W trakcie oczekiwania mogłam pooglądać, co się dzieje na basenie. Sama też raz byłam na odnowie po meczu. Jedenastka meczowa miała okazję skorzystać z groty lodowej, reszta była na basenie. A w zasadzie to szalała na zjeżdżalniach. Ja grzałam się w jacuzzi ;-)
Ziemniaków też się najadłam za wszystkie czasy :) Tutaj z kurczakiem z grilla na świeżym szpinaku.
Oczywiście, nie tylko trenowałam i jadłam ;-) W końcu byłam w pracy. Chodziłam więc na treningi z chłopakami, robiłam zdjęcia, wywiady, relacje live z meczów. Dla panów z Lubuskiego ZPN kobieta w sztabie to była jednak duża nowość. Na spotkaniu organizacyjnym cały czas mówili: „Szanowni koledzy”, czy „Panowie” mimo, że siedziałam obok nich :D
Zdjęcia robione przeze mnie to żadna rewelacja, ale staram się, jak mogę :) Poza tym cieszy mnie to, jak widzę, że chłopaki wstawiają je potem na swoich profilach :)
I z niecierpliwością czekają, aż dodam galerię ;-) To największa satysfakcja dla mnie :)
Żeby trzymać duży obiektyw, trzeba mieć sporo sił :) Tym razem sałatka z resztek kurczaka, kabanosów, sera włoskiego z Biedronki, ogórka i mix’u sałat z roszponką.
Kolejny trening ;-) Same „karki” i ja walcząca z tabatami :) Raz miałam okazję zobaczyć, jak pracuje z zawodnikiem trener przygotowania koszykarzy Stelmetu Zielona Góra. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdyż trener uczył chłopaka podrzutu, rwania, ciągów rwaniowych, podrzutowych, front squat’ów, czy calf rais’ów :)
Drugi mecz, z Progresem Kraków zagraliśmy na głównym boisku. Warunki pracy miałam świetne, bo siedziałam w pomieszczeniu dla spikera. Mogłam się więc skupić na relacji live :)
Żeby marzyć o medalu, musieliśmy wygrać :)
Nie tylko ja mocno trzymałam kciuki. Na mecze przyjeżdżali również rodzice zawodników :)
Z Progresem wygraliśmy 2:1 (2:0). W drugiej połowie sędzia podyktował rzut karny z kapelusza i zrobiło się nerwowo. Na szczęście dowieźliśmy korzystny wynik do ostatniego gwizdka. Trenerzy długo dyskutowali jednak z arbitrami po meczu.
Obie bramki zdobył Filip Żagiel, który po meczu rozdał pierwsze autografy :)
Po wygranej należał mi się dobry deser :) Na szczęście jogurt grecki mi nie zaszkodził, co nie zmienia faktu, że nie odżywiałam się na tym wyjeździe najlepiej.
Pomeczowy obiad. Dobry rosołek :) Ryż już zostawiłam :)
Rękawice naszego bramkarza, Mateusza Szukały. Szczęściara z tej Julki :)
W dniu wolnych od rozgrywania meczów zawodnicy grali w popularnego „dziadka”, ćwiczyli strzały na bramkę, a także rozciągali się. Trenerzy nawet zaproponowali, żebym prowadziła tę część zajęć, ale podziękowałam, bo jeszcze by przeze mnie mieli zakwasy :D W okresie przygotowawczym chętnie bym jednak zaproponowała kilka ćwiczeń na poprawę ruchomości w stawach :)
Dokładnie, atmosfera na wyjeździe była na „piątkę” :)
W „H2O” kusili mnie takimi smakołykami :) W wypadku tego ciacha pozostałam jednak nieugięta :)
Chłopaki nauczyli mnie obsługiwać kolejny „marnowacz czasu”, czyli Snap. W końcu trzeba być na bieżąco z nowinkami :D Jeśli macie na nim konto, zapraszam :) Miałam pokój połączony wspólną łazienką z pokojem masera. Czasem siedziałam więc u siebie i oglądałam Snapy chłopaków robione w trakcie masażu :D
Wyniki pozostałych spotkań tak się poukładały, że do srebrnego medalu potrzebny był nam minimum remis w ostatnim meczu z Polonią Warszawa. Mobilizacja była ogromna!
Chłopaki stanęli jednak na wysokości zadania i pewnie wygrali 4:1 (2:0). Byłam jednak tak przejęta meczem, że nawet ulewa przez całe 80 minut spotkania nie denerwowała mnie tak bardzo. Zresztą ulokowałam się pod zwyżką dla kamerzystów, tym razem miałam też prąd, więc nie było tak najgorzej. Jakim cudem mój mały netbook jednak zamókł i odmówił posłuszeństwa.
Takie czasy. Selfie najważniejsze :)
W dniu meczu z Polonią urodziny obchodził Szymon Weber. Po meczu koledzy zaśpiewali mi gromkie „100 lat”.
Strasznie padało w trakcie rozdania pucharów i medali. Żadna nagroda indywidualna niestety do nas nie trafiła, choć moim zdaniem należała się naszemu bramkarzowi, Mateuszowi Szukale. Filip Żagiel i Kuba Dyląg mieli natomiast po 2 bramki na koncie, podobnie jak dwóch zawodników Lecha. Jako, że drużyna z Poznania zajęła wyższe miejsce, to im przypadły nagrody dla najlepszych strzelców.
Srebro smakuje wyśmienicie :)
Jak to powiedział Filip, zdjęcie mistrzostw :) Chłopakom należały się oklaski za 2. miejsce.
Wszyscy robili sobie pamiątkowe zdjęcia z pucharem :)
Ja ze srebrnymi trenerami. Sławek (po mojej prawej) to już potrójny srebrny medalista (w sezonie 2010/11 z U-19, w 2013/14 z U-17 i teraz też z U-17).
Z kapitanem zespołu, Mateuszem Kulankiem. Mateusz już w ubiegłym roku zdobył srebro z rok starszymi kolegami.
I wspólne zdjęcie z całą drużyną :) Jestem z Was dumna panowie! Życzę Wam, aby dalsza ciężka praca przyniosła Wam kolejne sukcesy w juniorach starszych, a następnie w seniorach. Nie osiadajcie na laurach ;-)
Jednocześnie dziękuję za te kilka fajnych dni, które mogłam przeżyć razem z Wami :)
Szczególnie podziękowania należą się jeszcze Kindze i Michałowi, którzy udostępnili mi kolejny raz obiektyw (gdybyście potrzebowali architekta, polecam ich usługi – zobaczcie tutaj) i trenerowi Tomkowi za aparat :)